Wczoraj nasza najbliższa górka narciarska zakończyła sezon zimowy. Czas już był najwyższy, bo dwucyfrowe temperatury w ostatnim tygodniu zredukowały ilość śniegu na stoku do kilku większych łat.
|
O, tak było ciepło! |
W tych warunkach jeździli tylko zapaleńcy/desperaci (moj mąż)
i osoby im towarzyszące pod presją (to ja).
Zjazdy polegały na slalomie od jednej białej plamy do drugiej z przeskokami nad rozmiękłym błotkiem. Kto stracił na chwilę czujność lądował w mokrej brei. Nam udało się pozostać suchymi i czystymi, co dobitnie świadczy o klasie narciarskiej (mój mąż), lub łucie szczęścia (ja). A że nie wszyscy mieli jedno lub drugie, więc było śmiesznie.
|
Nie ma to tamto - wyciąg pracował pełną parą! |
Oj coś mi się wydaje, że jeśli chodzi o Ciebie, to nieskromnie napisałaś, że to tylko łut szczęścia nie pozwolił Ci na lądowanie w mokrej brei. Na pewno świetna z Ciebie "narciarka" :)
OdpowiedzUsuńO tak, istna mistrzyni oślej łączki ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi Kasiu, że pokładasz we mnie taka wiarę :) Do zobaczenia na zlocie, mam nadzieję...